02 lutego 2004, 15:11
Juz nie szukasz swojej gwiazdy
gdy noc zapada.
Choc niegdys Ci najblizsza, najpiekniejsza,
jej urok zbladl
Przycmiony nowym swiatlem.
W nim zakochany przesypiasz dni
Zatracasz sie w samotnosci
w nienawisci, ktorej od Ciebie wymaga
w jej nienawisci...
Co noc wspinasz sie po stromej scianie
jej zimnego spojrzenia
Omamiony tajemnica, jej oddajesz kazde tchnienie,
kazdy ruch warg.
Choc tak odlegla, jest na wyciagniecie reki,
Twoje cieple westchnienie juz jej dosieglo,
wraz z tysiacem innych
wplatalo sie w jej warkocz...
A ona tylko mrugnela zalotnie i zniknela...
Nadszedl swit.
Znienawidzone slonce zajrzalo prosto w Twoje oczy,
Wyrwalo z twoich piersi niemy krzyk,
Odwrociles glowe...
Twe zranione oczy zdazyly jeszcze dostrzec
blyszczace okruchy Twojego rozbitego zycia.
Okruchy, ktore tak bolesnie wbijaly sie w Twoje cialo
Gdy roztopily sie schody
po ktorych tak zawziecie kroczyles w gore,
Gdy spadles w dol...
Ostatkiem sil szukales swojej dawnej przyjaciolki
gwiazdy, ktora tylko dla Ciebie swiecila
ktora wiernie, co noc, wraz ze swiatlem
pragnela niesc Ci radosc i nadzieje...
Lecz ona odeszla.
Z czerwonej rozy, ktora jej ofiarowales
Spadl ostatni platek
ostatnia krwawa lza.