Archiwum luty 2004


The thin line between Slave and Master
19 lutego 2004, 17:29

Zmysly twe wolne jeszcze,
Mysli juz w kajdany zakute,
W klatce zamkniete twe serce,
A dusza - bezdomna.

Zatrzasnales powiek okiennice,
Ust twych nie oworzy zaden klucz.
Zbijasz resztki siebie
W wiezieniu zinych scian.

Tkwiac w bezistnieniu
Chloniesz zycie, ktore
W tobie znajduje swoj koniec,
Koniec do ktorego z kazda chwila
        podobniejesz.

Zakurzona tecza zagubiona
       miedzy okiem a wyobraznia
Na policzku zastygl, kiedys
       cieply, dotyk matki
Slony smak lez sprawia
       ze wciaz pragniesz
I zaklety w ciszy krzyk...

...krzyk, ktory zabrzmial...

            I zobaczyles chaos

 

Bez tytułu
02 lutego 2004, 15:11

Juz nie szukasz swojej gwiazdy
               gdy noc zapada.
Choc niegdys Ci najblizsza, najpiekniejsza,
               jej urok zbladl
Przycmiony nowym swiatlem.

W nim zakochany przesypiasz dni
Zatracasz sie w samotnosci
    w nienawisci, ktorej od Ciebie wymaga
    w jej nienawisci...
Co noc wspinasz sie po stromej scianie
                  jej zimnego spojrzenia
Omamiony tajemnica, jej oddajesz kazde tchnienie,
                   kazdy ruch warg.
Choc tak odlegla, jest na wyciagniecie reki,
Twoje cieple westchnienie juz jej dosieglo,
    wraz z tysiacem innych 
        wplatalo sie w jej warkocz...
A ona tylko mrugnela zalotnie i zniknela...

Nadszedl swit.
Znienawidzone slonce zajrzalo prosto w Twoje oczy,
Wyrwalo z twoich piersi niemy krzyk,
Odwrociles glowe...
Twe zranione oczy zdazyly jeszcze dostrzec
     blyszczace okruchy Twojego rozbitego zycia.
Okruchy, ktore tak bolesnie wbijaly sie w Twoje cialo
Gdy roztopily sie schody
      po ktorych tak zawziecie kroczyles w gore,
Gdy spadles w dol...
Ostatkiem sil szukales swojej dawnej przyjaciolki
  gwiazdy, ktora tylko dla Ciebie swiecila
     ktora wiernie, co noc, wraz ze swiatlem 
         pragnela niesc Ci radosc i nadzieje...
Lecz ona odeszla.
Z czerwonej rozy, ktora jej ofiarowales
Spadl ostatni platek
          ostatnia krwawa lza.

Unwanted
01 lutego 2004, 20:16

Mala laleczka
W poszarzalej od kurzu, niegdys rozowej sukience
Jej szmaciane serduszko juz nigdy nie zabije
Mala laleczka
Wciaz jeszcze mokra od lez
Wyrzucona na snieg zamarza
Mala laleczka
Jej usmiech rozmazany przez tysiace pocalunkow
Zniknal zupelnie w objeciach zimowego chlodu
Mala laleczka
W bialym kurchanie
Umiera teskniac do ciepla Twoich rak
Mala laleczka
Jej martwe, pokryte szronem, szklane oko
Uronilo pierwsza i ostatnia lze

Exhausting rest
01 lutego 2004, 20:12

Wrocilam juz, juz sie skonczyla ta groteska, przedstawienie wystawiane w otoczeniu pieknej, gorskiej scenerii. Wszystko czarno na bialym, wyrazne az do bolu. Nocne spacery do nikad. Spokoj, cisza, leniwy krok, to znow szalenczy bieg, ucieczka przed sama soba, lodowaty wiatr zamrazajacy lzy wplatane w rozwiane wlosy i samotnosc rozsadzajaca kazdy nerw, przenikajaca bolesnie kazda mysl. W dzien - zapomnienie, oderwanie od problemow, od reszty swiata, tylko ja i snieg, tym razem miekki, delikatny, przyjazny... Ale najgorsze byly wieczory... Odrzucajac dume zebralam o przyjazne slowo, bez skutku. Widzialam jak egoizm niszczy resztki sympatii, patrzylam na ludzi staczajacych sie na samo dno... Coz, przynajmniej przeszlam porzadny trening asertywnosci, bo wiekszosc rozmow dotyczyla namawiania mnie do picia ("nie ma trudnych kobiet, jest tylko za malo alkoholu") a konczylo sie zazwyczaj na mniej lub bardziej bezposrednich propozycjach...
Dzisiaj znalazlam psychotropy mojego ojca...
Przejezdzalam przez Krakow... Czemu to wszystko tak sie skonczylo? Gdybym mogla teraz tam byc... Moze bylo by inaczej, gorzej czy lepiej, zawsze jakis krok naprzod zamiast niepewnosci zawieszenia pomiedzy dwoma plaszczyznami...
Nie chce juz dluzej sie w tym pograzac, moje mysli juz wyschly, my eyes too...